JOSEPHINE BAKER – Kwiat lotosu, który rośnie na błocie

Mieszkańcy slamsów St. Louis żyli na świecie jakby z przyzwyczajenia. Jospehine Baker wychowywała się  właśnie tam, w środowisku, gdzie żadne dziecko nie powinno się wychowywać, czyli wśród burdeli i domów bez okien, za to ze szczurami. Jadła to, sprzedawcy wyrzucali na śmietnik, czyli nadgniłe warzywa i owoce. Na ulicy tańczyła, śpiewała, nocowała, głodowała. Jej matka, praczka i stale bezrobotny ojciec umieli zrobić, ale nie zarobić na 4 dzieciaków.

Pierwszą pracę zarobkową Jospehine podjęła gdy miała 8 lat – jako gosposia u bogatych jaśnepaństwa. W dzień pracowała, w nocy spała w zimnej piwnicy, dzieląc ją z kogutem. Zwykle dzieci mają za towarzysza psa, kota, czy chomika, ale Josephine musiał wystarczyć kogut. Nie na długo, bo z przyjaciela zrobili obiad. Pani domu miała ciężką rękę do wszystkiego – biła, szarpała za byle co, kiedyś za karę włożyła rękę Jospehine do wrzątku, bo dziewczyna zapomniała zdjąć wodę z ognia na czas. A mogła zabić.

Josephine szkołę rzuciła rok później, a jako 13-letnie dziecko wyszła pierwszy raz za mąż. Związek, jak można zgadnąć, nie przetrwał próby czasu i drugie (z czterech) małżeństwo Josephine zawarła jako 15-latka. Mąż pracował jako tragarz, dźwigał walizki, ale Josephine była już po drugiej stronie bagażu, tam gdzie ktoś dźwiga bagaż za nią. Po mężu zostawiła sobie tylko nazwisko – Baker, bo już zaczynała być pod tym nazwiskiem znana.

Czy Jospehine Baker wygrałaby taniec z gwiazdami?

Pewnie nie, wykonywała proste układy taneczne, a jednak to ją okrzyknięto Czarną perłą, Czarnym aksamitem, Czarną Wenus i pierwszą czarnoskórą gwiazdą estrady. Poruszała się z czarującym uśmiechem, erotycznym wdziękiem, no i prawie nago (Josephine dowcipnie twierdziła, że naga wcale nie jest, po prostu nie ma na sobie wszystkich ubrań). Ale po co komu stroje sceniczne, kiedy można zrobić show w spódniczce z bananów. Roztańczona czarna kobieta ubrana tylko w perły i pióra przyciągała widownię i odpychała świętoszków: dzwony biły ku przestrodze, że oto wysłanniczka piekieł się zbliża, żeby stanąć w poprzek przyzwoitości, ksiądz w Wiedniu odprawił mszę za jej grzeszną duszę, a katolicy pikietowali i protestowali. Im bardziej przeklinali Josephine, tym większe procesje pielgrzymowały do teatralnych kas.

Żyła po swojemu: zamiast chodzić na spacery z psem, spacerowała z lampartem albo gepardem. Miała 4 mężów, ale sypiała i z mężczyznami i z kobietami, żeby w końcu określić się w piosence: „Mam dwóch kochanków/mój kraj i Paryż”. Manifest patriotyczny nie był bez pokrycia: Josephine podczas II wojny działała w ruchu oporu jako szpieg – kurier przemycała wiadomości pisane niewidzialnym atramentem między partyturami piosenek, w staniku ukrywała mikrofilmy. Odznaczono ją Legię Honorową.

A jednak… chociaż miała tyle pieniędzy, że mogła robić zakupy na Manhattanie, jak dama, musiała iść do sklepów na Harlemie – dla czarnych. W autobusach i restauracjach ostentacyjnie siadała nie tam, gdzie jej miejsce (dla czarnych), tylko tam, gdzie chciała – usuwano ją, ale nie bez walki. Konsekwentnie odmawiała występów dla publiczności segregowanej rasowo – dość, że taszczyła ze sobą tony pudru, aby jej skóra wyglądała na trochę bielszą – cera Mulatki była ładniejsza. I jaśniejsza.

Kurtyna

Josephine nigdy nie urodziła dziecka, więc zaadoptowała sobie ich 12 i nazwała „Tęczowym Plemieniem” – w plemieniu zrobiła miejsce dla dzieciaków o różnych kolorach skóry i narodowościach. Żyli kolorowo i szczęśliwie w zamku z 50 komnatami, otoczeni gromadą zwierząt. Zamek miał swoją flagę i znaczek pocztowy, ale że Baker źle traktowała pracowników, a oni ją w odwecie okradali, utrzymanie posiadłości przekroczyło możliwości Jospehine i doprowadziło do bankructwa. Na stare lata musiała wrócić na scenę. Zmarła w wieku 69 lat, dostała udaru. Pogrzeb odbył z honorami wojskowymi.

 

Źródła:

https://opolnocywparyzu.pl/?s=josephine

https://wyborcza.pl/7,90535,25298591,nie-bylam-zupelnie-naga-po-prostu-nie-nosilam-ubran-mowila.html?disableRedirects=true

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53662,1024518.html

 

Święta Cecylia – kwiaty, muzyka i śmierć.

Świętą Cecylię rodzice wydali za mąż za Waleriana – poganina. W noc poślubną, pod wspólną już pierzyną i dachem, Cecylia poinformowała męża, że na seks pan młody nie ma co liczyć, co więcej – na straży jej czystości stoi anioł, i jeśli Walerian też chciałby takiego anioła zobaczyć, to również – jak ona  – musi zostać chrześcijaninem. Przekonany o wyższości anioła nad seksem z żoną, nawrócił się więc Walerian, zaś anioł w nagrodę nałożył im obojgu na głowy symbol czystości: wianek z lilii i róż, urwanych prosto z boskich ogrodów. Ale takich wyborów nie podejmuje się bezkarnie: wkrótce skazano ich na męczeńską śmierć. Wprawdzie rezolutna  Cecylia zdążyła przekonać 400 żołnierzy, aby się nawrócili, jednak Jezus się nie zrewanżował się Cecylii za ten dobry uczynek i dziewczyna wylądowała w łaźni, gdzie miała na śmierć udusić się dymem.

Nie udusiła się jednak, wręcz przeciwnie – czuła zamiast dymu orzeźwiający wietrzyk. Trafiła więc pod miecz kata, który sam w sobie nie jest zawodem przyjaznym ludziom, a jednak bardzo chciał darować Cecylii życie, bo ona taka młoda i śliczna i szkoda mu jej było. Więc ciął, ale bez przekonania –  trzy razy zabierał się do jej szyi, trzy razy kaleczył, krew sikała na prawo i lewo, a ludzie… a ludzie krew zbierali i relikwia gotowa! Po trzech dniach Cecylia zmarła, a jej ciało, w stanie dziewiczym i nienaruszonym torturami, w pozycji leżącej (jak na obrazie) znaleziono w katakumbach.