Kiki de Montparnasse – szalona królowa Paryża

„Dom pod sześcioma bękartami” to jedna izba w rozpadającej się ruderze, w której Królowa Montparnasse’u wraz z piątką obdartych dzieci i kochającą je babcią spędziła wczesne dzieciństwo. Matka oddała ją babci na wychowanie, płaciła 5 franków „alimentów”, które nie starczały na nic, a to i tak o 5 więcej, niż ojciec, który nie płacił nic. W szkole dzieci nędzarzy sadzano w ostatnich ławkach, bo nie było wtedy aż tak widać głodu, podartych sukienek, brudnych nóg i włosów obciętych na jeża (z takich łatwiej wytępić wszy)  ….Gdzie tam Kiki marzyć o kokardzie wplecionej w loki do ramion, jak inne dziewczynki! Była gorsza. Była brzydsza. Była biedna. Kompletnie do niczego. Lepiej czuła się na wagarach i po szkole – ojciec chrzestny, jak wróżka Kopciuszka, zabierał czasem Kiki na wysypisko śmieci, które razem przeszukiwali – tam odpoczywała i marzyła, że jest kimś innym. Brał ją też ze sobą do knajp, gdzie na stole dawała pierwsze występy wokalne, a przy stole próbowała absyntu. Dbała o elegancję – przed rozpoczęciem show pluła na kolana, aby je trochę domyć i uwodzicielsko pokazywała publiczności pantalony, które – pozszywane ze ścinków materiałów, ale czyste – miały mówić knajpianej publiczności, że Kiki (wtedy Alice Prin) nie jest taka najgorsza.
I zarabia pierwsze pieniądze.


„Podła dziwko, wyrzekam się ciebie” – uniosła się świętym oburzeniem matka, której uprzejmi sąsiedzi donieśli, że 15-letnia Kiki zarabia na życie pozowaniem nago pewnemu rzeźbiarzowi, zamiast uczciwie wypruwać sobie żyły w fabryce czy piekarni. Kiki miała słabość do artystów, nieważne spod jakiej muzy. Poznawała ich na wzgórzu Montparnasse coraz więcej, zaprzyjaźniła się i pozowała Soutinowi, Kislingowi, Mędrzyckiemu, Fujitcie. Miłością życia Kiki był Man Ray który mawiał, że „trzeba się pieprzyć, nie kochać”. Ona zafascynowała go swoją otwartością, odwagą i spontanicznością, on ją – talentem, pomysłowością, no i nie bił jej. Rynsztokowym językiem urządzała mu sceny zazdrości, awanturowała się o pracę i kobiety, a on posądzał ją o zarażenie intymną chorobą. Im bardziej Kiki przeżywała miłosne kłopoty, tym głośniej śmiała się w knajpach. Godzili się w łóżku.

Kiki była modelką aktów z małym kompleksem – wcale nie chodziło o jej krągłości, chociaż moda lansowała szczupłość: Kiki nie miała włosów łonowych (i śmiała się z tego). Pewnego razu na imprezie u Fouity wykonała show naśladując Napoleona – przekrzywiła kapelusz, włożyła rękę pod gorset „w geście” Napoleona, zadarła spódnicę, więc jej uda przypominały żółte spodnie cesarza, ale najciekawsze w tym festiwalu nagości było to, że w intymnym miejscu nie było ani włoska. Szybko wsiąkła w klimat bohemy, bo i mieszczańskie zasady nigdy nie były dla niej. Pyskata, pozbawiona konwenansów, temperamentna zwiastuje kobiety nowej epoki. Mało ją obchodziło co ludzie o niej pomyślą, kiedy wychodziła na ulicę bez kapelusza. Kiki chce się tylko śmiać i bawić, mieć przyjaciół i kochać. Nic więcej się dla niej nie liczy.


Robi odważne show. Zawsze bardziej rozebrana niż ubrana, podnosi spódnicę i pokazuje czego nie ma – na pewno nie ma bielizny i włosków. Przepija między numerami, a im więcej wypije, tym bardziej „dowcipne” numery przychodzą jej do głowy. Np. udaje muchę chodzącą po suficie, czyli głowa w dół, spódnica też, a majtki… nie są potrzebne. Publiczność uwielbia ten przaśny dowcip.

W ekshibicjonizmie Kiki publika przegląda się jak w lustrze: Kiki odzwierciedla grzechy widzów i atakuje pruderię, odsłania w ludziach to, co skrzętnie ukrywają. Bawiła publiczność i siebie samą parodiując rewię Casino de Paris, kiedy schodząc po schodach zrzucała po kolei części garderoby, aż widzowie zobaczyli ją w samym tylko diademie z piór. Po zakończeniu występu, z papierosem w kąciku ust zbyt mocno umalowanych intensywną czerwienią, otwarcie nadstawia gościom kapelusz. Jeśli zdiagnozuje, że gość bogaty lecz skąpy domaga się wprost hojnej zapłaty, wykrzykując na całą salę niewybredne komentarze na temat jego skąpstwa. A potem liczy zarobek i dzieli się z innymi dziewczynami, które są mniej popularne od niej. Pieniądze nigdy nie były dla niej ważne, za to lubiła mieć gest i troszczyła się o tych, którzy mają gorzej. Nie potrzebowała wiele, żartowała, że zawsze znajdzie się cebula, kromka chleba i szklanka wina – to wystarczy.


Pod koniec kariery była bez grosza przy duszy i przypominała karykaturę samej siebie – nosiła tandetnie obszyte świecidełkami suknie, które pękały na niej, bo mocna utyła. Śmiała się z tego. We włosy wplatała prezerwatywy, a na nogach robiła sobie „tatuaż” – malowała na nich wszy. Nie jest już zabawna, jest śmieszna. Umiera w wieku 52 lat – za dużo piła, za dużo brała narkotyków, wyniszczony kolorowym życiem organizm w końcu nie wytrzymał. Przyjaciele zrobili zbiórkę pieniędzy na Montparnasse, żeby kupić miejsce na cmentarzu i urządzić pogrzeb, pożegnało ją ponad sto osób. Ale spektakl Kiki nigdy się nie skończył – dziś podziwiamy ją w obrazach i na fotografiach.

Źródła:
Lou Mollgaard, Kiki. Królowa Montparnasse’u, przeł. S. Rościcki, Wyd. Twój Styl, Warszawa 2005 r.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Kiki_de_Montparnasse