Dziś wyjątkowo: kobieta zasłonięta po szyję, ale tak piękna, że nie mogłam się powstrzymać. 🙂
Salambo, tytułowa bohaterka powieści Gustawa Flauberta.
Nic dziwnego że zachwyca, bo księżniczka Salambo olśniewała urodą i jak na księżniczkę przystało miała i duszę i ciało na równi wspaniałe. Choć wysokie urodzenie, pieniądze, służki i klejnoty pomagały w utrzymaniu urody, dla Salome wszystko to marność – dla niej liczyła się tylko służba bogini Tanit. Serce Salambo wypełniała więc modlitwa i marzenie o służbie kapłańskiej, do której przygotowywała się odmawiając sobie tego co dobre, czyli miłości, pożądania, wina, mięsa (pewnie też glutenu i GMO) – jakby brak składników odżywczych i endorfin zwiększał ekstazę religijną. Ciało jej pięknie pachniało, na nodze zaś nosiła łańcuszek cnoty, żeby było jasne, że jest czysta, niewinna i nie w głowie jej sprośności, bo dziewicą się urodziła, dziewicą umrze. W służbie bogini Tanit.
Jednak los złośliwy, w osobie tatusia miał inny plan względem Salambo – wykorzystać ją politycznie, czyli sprytnie wydać za mąż. Bogini Tanit nie interweniowała w ludzkie plany.