Andrew Wyeth mówił o sobie, że jest „demiseksualnym malarzem”, czyli aby malować musi się zakochać, wejść w bardzo bliską relację z modelką. I zakochał się – w Heldze Testorf, swojej muzie, przyjaciółce, a być może i kochance. Helga uwiodła wrażliwego malarza – uwaga – swoją niemieckością! Blond włosy, jasny wzrok, równy krok, tradycyjny, bawarski płaszcz – o tak, to podnieca. Po zakończeniu cyklu portretów Helgi wybuchł skandal obyczajowy, który zachwiał małżeństwem Wyetha (nie na tyle jednak, by spowodować jakąś cudzołożną tragedię). Bo do romansu nigdy się nie przyznali, mimo że Helga pozowała mu w tajnych sesjach malowania aktów przez 14 lat, a Wyeth wykonał 45 obrazów i 200 rysunków Helgi – nie tylko aktów. Ponieważ oboje żyli w związkach małżeństwach, tylko że nie ze sobą, jak bardzo musieli się pilnować, że o ich konspiracyjnych schadzkach na strychu domu Karla Kuernera nikt nie dowiedział się aż przez 14 lat (Helga była pielęgniarką Karla, a on użyczył strychu jako pracowni)!
Po latach malarz spytany, czy Helga będzie na jego 90 urodzinach odparł, że pewnie, że to oczywiste – jest przecież częścią jego rodziny, niezależenie od tego, jak szokujące może się to wydawać.