SZTUKA POD LATARNIĄ cz.I Henry Toulouse – Lautrec

Henri de Toulouse-Lautrec

„Dla kobiet potępianych i przeklętych przez pastorów nie od wczoraj mam sympatię. (…) Często jako młody chłopak z nieskończoną czułością i szacunkiem przyglądałem się takiej na wpół zwiędłej twarzy kobiecej, na której można było wyczytać słowa: życie dało mi się już dobrze we znaki”.

Vincent van Gogh

Van Gogh i Toulouse – Lautrec, przyjaciele, malarze o podobnej wrażliwości na świat podobnie myśleli i o prostytutkach. 

Gruba Mańka, czyli Venus z Montmartre’u Toulouse-Lautrec

Henry Toulouse – Lautrec, karzeł (około 150 cm wzrostu), kaleka, brzydal
o nieproporcjonalnej sylwetce (krótkie nogi, spory tułów), kuśtykający, o mięsistych, wydatnych ustach, krótkowzroczny okularnik w grubych binoklach. Miał jednak jeden powód do dumy – był hojnie wyposażony tam, gdzie mężczyzna najbardziej chce być hojnie wyposażony. Nazywano go dlatego „czajnikiem z gwizdkiem” lub „imbrykiem”.

Kochał kobiety, a one się go brzydziły. Wyszydzany przez nie, nieszczęśliwy w miłości, niepasujący do arystokracji, z której pochodził (hrabia), odrzucony z powodu kalectwa przez ojca, nierozumiany przez kochającą matkę, wiedział, że jeśli już – to tylko wśród podobnych sobie ludziach „gorszego sortu” znajdzie porozumienie. Toulouse – Lautrec szukał więc bliskości i kobiecego ciepła w paryskich burdelach.

„- Przyszedł pan w dobrym momencie – szepnęła mu do ucha – na górze nikogo nie ma.
Nagle spojrzała na niego podejrzliwie.
– Chociaż pan jest karłem, ale kochać pan chyba potrafi, co?
Kiwnął lekko głową, ona zaś odzyskała zaraz poprzednią wylewność.
– W takim razie wszystko w porządku. Mały czy duży, stary czy młody, dla nas to obojętne. Grunt, żeby umiał kochać. Od tego tu jesteśmy.”

Chociaż arystokrata, bogaty, hojny, wesoły, autoironiczny i wrażliwy – jednak na dłuższą metę nawet dziwki go nie chciały.  Dziewczyny były jego modelkami i przyjaciółkami, ale na tym koniec. Próbował kupić miłość, chociaż wiedział, że i to się nie uda.

„- mogłbym przyjść dziś wieczorem i znowu byłabym miła. 
(…) Powiedz nie, powiedz nie! ostrzegał go głos wewnętrzny. – Ona chce tu wrócić, bo ciągnie ją twoje miękkie łóżko, twoja łazienka, twoje pieniądze. (…) Jeszcze jedna noc… Jeszcze tylko jedną noc…”

Przyszła, została przez 7 miesięcy. Maria Charlet – pusta, głupia, prostaczka, biedna dziewczyna z ładną buzią, zadurzona w swoim sutenerze, którego się bała i kochała jednocześnie. Pił i bił. Co z tego? Przyzwyczajona. Córka pijaka i dziwki, zarabiała ciałem od 14 roku życia, poznała w życiu tylko ból razów ojca, zimno i głód. A potem spotkała Henryka, który miał duże mieszkanie z łazienką i wanną (rzadki luksus na Montmartre). I wtedy, u niego, pierwszy raz w życiu wykąpała się w wannie z ciepłą wodą.

Nie umiała pokochać Henryka. Wyciągała od niego coraz większe sumy za swoje towarzystwo, przyjmowała prezenty i coraz częściej „była miła” tylko, gdy czuła się zagrożona, że Henryk ją porzuci, a sutener się o to wścieknie. Nazywała go kaleką, który nie jest prawdziwym mężczyzną, brzydalem z kulasami, utyskiwała, że nie może szybko chodzić, udawała, że ona sama jest obiektem pożądania dla pięknych, „prawdziwych” mężczyzn. Manipulowała seksem, bo wiedziała, że wystarczy, że się przytuli i uśmiechnie, a Henryk wybaczy jest wszystko. Miała rację, tak było. Wystarczyła mu sama jej obecność. Ale po 7 miesiącach namiętność malarza wygasła. Z dnia na dzień zerwał z Marią – kupił jej na pożegnanie koncesję na wózek z warzywami (marzyła o tym kiedyś), a wtedy ona błagała, by pozwolił jej zostać. Kiedy odmówił, wykrzyczała to, co zawsze tak naprawdę myślała i czuła:

„Zawsze cię nienawidziłam, ciebie, tę twoją brzydotę i krzywe nogi. Ty karle! Karle i kaleko! Przeklęty kaleka, co nawet chodzić nie potrafi. (…) Nawet wtedy, kiedy mówiłam, że cię kocham, nienawidziłam cię o tu, w sercu. Kurczyłam się ze wstrętu, kiedyś mnie dotykał.” 

Henri Toulouse-Lautrec

Od Lautreca zaczyna się malowanie „kobiet upadłych” (nazywano go „Velzquez kurw”, co uważał za komplement). Dzięki temu, że w burdelach czuł się u siebie i spędzał w tych przybytkach większość czasu, żywił się, malował, spotykał z przyjaciółmi, stał się kronikarzem paryskiej bohemy zgrupowanej na wzgórzu Montmartre.

Jego plakaty reklamujące ówczesne „kluby” świetnie spełniały swoją rolę, dzięki hulaszczo podniesionej nodze tancerki przyciągały uwagę tak, że Liga Ochrony Cnoty na Rzecz Umoralniania Mas kazała je przykrywać reprodukcjami Św. Genowefy (dziewicy, patronki producentów świec woskowych).

Malował prostytutki podczas banalnych, codziennych czynności, takich jak mycie, ubieranie się, picie, stanie w kolejce do upokarzającego obowiązkowego badania lekarskiego, któremu były poddawane. Dziewczyny pozowały bez skrępowania, nagość podczas tych czynności była ich strojem, więc pozy, które dla innych modelek byłby wymuszone, dla panny Popo, Zielonego Groszku, Rolandy, Łucji są zupełnie naturalne. Choć i im zdarzało się oburzać, że pozowanie nago jest nieprzyzwoite – pokazać się nago mężczyźnie, za pieniądze, owszem, tak, ale pozować nago?? Nigdy w życiu! Toż to wstyd! Pozbawiony uprzedzeń i otwarty, zatarł granicę między warstwami społecznymi i tym, co inni nazywają moralnością i niemoralnością.

Źródła:

http://wyborcza.pl/1,75410,19418602,wystawa-obrazy-prostytucji-w-paryzu-kiedy-sztuka-stala-pod.html (cytat z Van Gogha)
G. Neret, Erotyzm w malarstwie, Wyd. artystyczne i filmowe, Wyd. Naukowe PWN, Warszawa 1996.
A. Wojciechowski, Henry de Toulouse – Lautrec, Wyd. Arkady, Warszawa.
F.Mathey, Impresjoniści i ich czasy, Wyd.Wzgórze Jabłuszko, Lublin.
P. La Mure, Moulin Rouge, Krajowa Agencja Wydawnicza, Poznań (pozostałe cytaty)